Przewracałem się
właśnie na drugi bok, gdy moja ręka spoczęła na czymś dziwnie
ciepłym...Otworzyłem delikatnie jedno oko, a ból głowy uderzył mnie z
siłą równą czterotonowej bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Na moim
dwuosobowym łóżku powinna znajdować się jakaś piękna nieznajoma ( o
której mogę tylko pomarzyć), ale na jej miejscu leżał nie kto inny, jak
Styles.
Co ten typek tutaj robi? Nie miałem czasu na zastanowienia, ani na zrzucenie go z mojego łóżka, ponieważ mój wczorajszy posiłek chciał ujrzeć światło dzienne. Pobiegłem do łazienki, o mało co nie przewracając się o burdel jaki znajdował się na podłodze i zwróciłem zawartość swojego żołądka.
-Cholera...- jęknąłem. Chyba wczorajsza impreza przeniosła się do nas. Spojrzałem kątem oka na porozwalane plastikowe kubeczki, butelki po alkoholu i...damską bieliznę? Skrzywiłem twarz, ponieważ kolejna 'fala' mdłości zawładnęła moim ciałem kierując moją głowę w stronę sedesu.
'...Hello Barby, Let's Go Party...'
Dzwonek mojego telefonu zadźwięczał w mojej głowie ze sto razy zwiększoną siłą. Wstałem z zimnej posadzki i puściłem z objęć mojego bladego, twardego i trzeba przyznać- gównianego przyjaciela, i zacząłem szperać w stercie śmieci. W końcu udało mi się znaleźć mojego starego Earl'a. Odblokowałem go i przyłożyłem aparat do ucha.
-Słucham?- spytałam ochryple. Ten ohydny smak w ustach...
-Widzę Ciebie i Styles'a po południu w umówionych miejscu. Panna Edwards przyjedzie po Was i wytłumaczy o co chodzi.
Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, gdyż rozłączył się. Palant. Jeszcze nie miałem tak zarozumiałego kutasa, jako szefa.
Odłożyłem na szklany stolik mojego starego Samsunga i podszedłem do łóżka. Chwyciłem za rogi materaca i podniosłem go do góry, przez co mój śpiący jeszcze kolega sturlał się na ziemię. Upadł z hukiem i tak szybko jak upadł, wstał na równe nogi.
- Co jest?! Jestem policjantem! Mam przy sobie broń!- zaczął szukać w swoich spodniach-których na sobie nie miał- pistoletu.
-Idioto. To ja. Wstawaj, Perrie ma tu przyjechać.
-Pezz po co?- sapnął, łapiąc się obydwiema dłońmi za głowę.
-Kutas dzwonił i...
-...ugh, tylko nie ten fiut...
-...i jest sprawa.
-Jaka?- spytał obojętnie.
-Znaleźliśmy zwłoki młodego mężczyzny. Został zastrzelony i prawdopodobnie pracował dla lokalnego gangu - odwróciłem się do tyłu.
Perrie. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Ubrana w ołówkową, skórzaną spódnicę w bordowym kolorze, czarne sandałki ze złotymi akcentami na obcasie i czarną koszulę z kołnierzykiem, bez rękawów. Usta pomalowała na ciemną czerwień, a powieki przyozdobiła czarnymi kreskami. Wyglądała nieziemsko pięknie. Jej narzeczony miał wielkie szczęście.
-Jak tu weszłaś?- spytał Styles.
-Mam wasz klucz- uniosła w górę dłoń z plastikową kartą
- Pośpieszcie się. Jest już jedenasta pięć.
Wytrzeszczyłem w zdumieniu oczy i pobiegłem do łazienki. Odkręciłem szybko wodę i obmyłem swoje ciało z wczorajszej nocy.
Weszliśmy na zaplecze jakiejś starej fabryki. Stanąłem naprzeciwko ciała. No nieźle. Strzał prosto między oczy. -A tu mamy łuskę- po chwili obok mnie stanął Styles, trzymając poprzez rękawiczkę dowodu zbrodni.
- Na twarzy są jeszcze inne otarcia i siniaki, czyli przed tym jak go zabito, musiało dojść do bójki... Bronił się - powiedziałem na głos.
- Sądzę, że uczestniczyło w tym więcej osób.
- Przed halą znaleźliśmy ślady motocykli - powiedział jakiś gościu.
- Okay. Zabezpieczcie ślady, a wszystkie dokumenty o tym zabójstwie zostawcie u mnie w gabinecie.
-Jeszcze minuta, a bym was wywalił- dodał mój szef kutas.
-Tosię więcej nie powtórzy- odpowiedziałem chcąc uścisnąć mu dłoń.
Nie zareagował więc cofnąłem ją i włożyłem do kieszeni. Kutas.
-Mamy odciski palców-usłyszałem zza pleców męski głos, ale nie słuchałem już ich.
Przykucnąłem nad ciałem i starałem się skupić. Zbyt dużo myśli poświęcam tej dziewczynie...Jasmine.
-Malik! Jedziemy na lunch! Jedziesz z nami czy chcesz zostać sam na sam z drętwym?- zaśmiał się zielonooki.
Wstałem i wsiadłem do czarnego BMW X5 i odjechaliśmy z miejsca zbrodni. Harry ciągle żartował i opowiadał kawały, ale nie słuchałem ich. Byłem pogrążony w swoich myślach, o tej dziewczynie. -Ja poproszę sok pomarańczowy i naleśniki z czekoladą- dodała Perrie. -Jajka z bekonem do tego whiskey z lodem. Dziewczyna zapisała w swoim notesiku nasze zamówienia i odchodząc uśmiechnęła się niewinnie do Harry'ego. Perrie westchnęła cicho, próbując nie wyrażać głośno swoich myśli. - Musisz podrywać każdą dziewczynę? - zapytała znudzonym głosem Edwards - To się robi nudne. - To nie moja wina, że one do mnie lgną - odpowiedział, rozbierając wzrokiem dziewczynę, która właśnie wychodziła z lokalu. - Cokolwiek. Zayn a Tobie co jest? - spytała, a ja podniosłem wzrok z ekranu telefonu.
- Ymm nic. Sorry muszę zadzwonić - wstałem od stolika, po czym wyszedłem na dwór. Przyłożyłem do ucha komórkę. Po kilku sygnałach usłyszałem damski głos. - No cześć przystojniaku. - Cześć siostrzyczko - zaśmiałem się z tonu Doniya - Co tam u was słychać? - A dajemy sobie radę. Nie musisz się o nas martwić. Ty lepiej opowiadaj jak ci się podoba Rzym! Piękny? Poznałeś kogoś? - Czyżby moja siostrzyczka nie jest ZA BARDZO ciekawska, jeśli chodzi o moje życie uczuciowe? - parsknąłem. - Mam do tego pełne prawo. Jesteś moim jednym bratem - zaśmiała się. Brakuje mi jej poczucia humoru... - A jak Waliyah? Dalej ma do mnie żal? - Dziwisz się? Obiecałeś jej kiedyś, że nigdy nie wyjedziesz i jej nie zostawisz - auć, to zabolało. I to cholernie. - Wiesz, że nie miałem innego wyboru - westchnąłem. - Ja o tym doskonale wiem, ale wiesz jaka jest nasza siostrzyczka - przerwała na chwile. - Nie martw się, przejdzie jej.
- Mam taką nadzieję...
Co ten typek tutaj robi? Nie miałem czasu na zastanowienia, ani na zrzucenie go z mojego łóżka, ponieważ mój wczorajszy posiłek chciał ujrzeć światło dzienne. Pobiegłem do łazienki, o mało co nie przewracając się o burdel jaki znajdował się na podłodze i zwróciłem zawartość swojego żołądka.
-Cholera...- jęknąłem. Chyba wczorajsza impreza przeniosła się do nas. Spojrzałem kątem oka na porozwalane plastikowe kubeczki, butelki po alkoholu i...damską bieliznę? Skrzywiłem twarz, ponieważ kolejna 'fala' mdłości zawładnęła moim ciałem kierując moją głowę w stronę sedesu.
'...Hello Barby, Let's Go Party...'
Dzwonek mojego telefonu zadźwięczał w mojej głowie ze sto razy zwiększoną siłą. Wstałem z zimnej posadzki i puściłem z objęć mojego bladego, twardego i trzeba przyznać- gównianego przyjaciela, i zacząłem szperać w stercie śmieci. W końcu udało mi się znaleźć mojego starego Earl'a. Odblokowałem go i przyłożyłem aparat do ucha.
-Słucham?- spytałam ochryple. Ten ohydny smak w ustach...
-Widzę Ciebie i Styles'a po południu w umówionych miejscu. Panna Edwards przyjedzie po Was i wytłumaczy o co chodzi.
Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, gdyż rozłączył się. Palant. Jeszcze nie miałem tak zarozumiałego kutasa, jako szefa.
Odłożyłem na szklany stolik mojego starego Samsunga i podszedłem do łóżka. Chwyciłem za rogi materaca i podniosłem go do góry, przez co mój śpiący jeszcze kolega sturlał się na ziemię. Upadł z hukiem i tak szybko jak upadł, wstał na równe nogi.
- Co jest?! Jestem policjantem! Mam przy sobie broń!- zaczął szukać w swoich spodniach-których na sobie nie miał- pistoletu.
-Idioto. To ja. Wstawaj, Perrie ma tu przyjechać.
-Pezz po co?- sapnął, łapiąc się obydwiema dłońmi za głowę.
-Kutas dzwonił i...
-...ugh, tylko nie ten fiut...
-...i jest sprawa.
-Jaka?- spytał obojętnie.
-Znaleźliśmy zwłoki młodego mężczyzny. Został zastrzelony i prawdopodobnie pracował dla lokalnego gangu - odwróciłem się do tyłu.
Perrie. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Ubrana w ołówkową, skórzaną spódnicę w bordowym kolorze, czarne sandałki ze złotymi akcentami na obcasie i czarną koszulę z kołnierzykiem, bez rękawów. Usta pomalowała na ciemną czerwień, a powieki przyozdobiła czarnymi kreskami. Wyglądała nieziemsko pięknie. Jej narzeczony miał wielkie szczęście.
-Jak tu weszłaś?- spytał Styles.
-Mam wasz klucz- uniosła w górę dłoń z plastikową kartą
- Pośpieszcie się. Jest już jedenasta pięć.
Wytrzeszczyłem w zdumieniu oczy i pobiegłem do łazienki. Odkręciłem szybko wodę i obmyłem swoje ciało z wczorajszej nocy.
Weszliśmy na zaplecze jakiejś starej fabryki. Stanąłem naprzeciwko ciała. No nieźle. Strzał prosto między oczy. -A tu mamy łuskę- po chwili obok mnie stanął Styles, trzymając poprzez rękawiczkę dowodu zbrodni.
- Na twarzy są jeszcze inne otarcia i siniaki, czyli przed tym jak go zabito, musiało dojść do bójki... Bronił się - powiedziałem na głos.
- Sądzę, że uczestniczyło w tym więcej osób.
- Przed halą znaleźliśmy ślady motocykli - powiedział jakiś gościu.
- Okay. Zabezpieczcie ślady, a wszystkie dokumenty o tym zabójstwie zostawcie u mnie w gabinecie.
-Jeszcze minuta, a bym was wywalił- dodał mój szef kutas.
-Tosię więcej nie powtórzy- odpowiedziałem chcąc uścisnąć mu dłoń.
Nie zareagował więc cofnąłem ją i włożyłem do kieszeni. Kutas.
-Mamy odciski palców-usłyszałem zza pleców męski głos, ale nie słuchałem już ich.
Przykucnąłem nad ciałem i starałem się skupić. Zbyt dużo myśli poświęcam tej dziewczynie...Jasmine.
-Malik! Jedziemy na lunch! Jedziesz z nami czy chcesz zostać sam na sam z drętwym?- zaśmiał się zielonooki.
Wstałem i wsiadłem do czarnego BMW X5 i odjechaliśmy z miejsca zbrodni. Harry ciągle żartował i opowiadał kawały, ale nie słuchałem ich. Byłem pogrążony w swoich myślach, o tej dziewczynie. -Ja poproszę sok pomarańczowy i naleśniki z czekoladą- dodała Perrie. -Jajka z bekonem do tego whiskey z lodem. Dziewczyna zapisała w swoim notesiku nasze zamówienia i odchodząc uśmiechnęła się niewinnie do Harry'ego. Perrie westchnęła cicho, próbując nie wyrażać głośno swoich myśli. - Musisz podrywać każdą dziewczynę? - zapytała znudzonym głosem Edwards - To się robi nudne. - To nie moja wina, że one do mnie lgną - odpowiedział, rozbierając wzrokiem dziewczynę, która właśnie wychodziła z lokalu. - Cokolwiek. Zayn a Tobie co jest? - spytała, a ja podniosłem wzrok z ekranu telefonu.
- Ymm nic. Sorry muszę zadzwonić - wstałem od stolika, po czym wyszedłem na dwór. Przyłożyłem do ucha komórkę. Po kilku sygnałach usłyszałem damski głos. - No cześć przystojniaku. - Cześć siostrzyczko - zaśmiałem się z tonu Doniya - Co tam u was słychać? - A dajemy sobie radę. Nie musisz się o nas martwić. Ty lepiej opowiadaj jak ci się podoba Rzym! Piękny? Poznałeś kogoś? - Czyżby moja siostrzyczka nie jest ZA BARDZO ciekawska, jeśli chodzi o moje życie uczuciowe? - parsknąłem. - Mam do tego pełne prawo. Jesteś moim jednym bratem - zaśmiała się. Brakuje mi jej poczucia humoru... - A jak Waliyah? Dalej ma do mnie żal? - Dziwisz się? Obiecałeś jej kiedyś, że nigdy nie wyjedziesz i jej nie zostawisz - auć, to zabolało. I to cholernie. - Wiesz, że nie miałem innego wyboru - westchnąłem. - Ja o tym doskonale wiem, ale wiesz jaka jest nasza siostrzyczka - przerwała na chwile. - Nie martw się, przejdzie jej.
- Mam taką nadzieję...
Postanowiłem pojechać jeszcze raz na
miejsce zbrodni. Niby powinienem zaufać technikom, którzy zabezpieczali ślady,
ale wolę jeszcze raz tam pojechać. Wsiadłem do mojego służbowego BMW i ruszyłem
z piskiem opon na obrzeża Rzymu. Włączyłem radio z którego zabrzmiała piosenka
Artic Monkeys. Ooo...tak. Tak to można jechać. Nagle w mojej głowie pojawiał
się obraz Jasmine i mnie podczas nocy sylwestrowej. Dobra, pewnie teraz Harry
powiedziałby, że jestem nienormalny, bo jak można myśleć non stop o
dziewczynie, której się nie zna, ale najwyraźniej (chyba) można...
Uwierzcie mi, że całowałem się z wieloma
dziewczynami (nie pomyślcie ze jestem męska dziwką), ale nigdy pocałunek nie
był tak wyjątkowy. Jej piękne oczy doprowadzały mnie do szaleństwa. Nigdy żadna
dziewczyna nie zainteresowała mnie tak, jak Jasmine. Była urocza, zabawna, ale
także tajemnicza i seksowna. Coś musiała ukrywać. Skąd to wiem? Chyba zwale to
na intuicje gliny.
Dobra, koniec Malik. Przestań o niej
myśleć. Przynajmniej w tym momencie. Daj odpocząć swojemu umysłowi! Musisz
trzeźwo myśleć.
Skręciłem w zabezpieczony przez rzymską
policję teren. Wyłączyłem silnik i wysiadłem z auta, uprzednio włączając alarm.
Twarz otulił mi rześki, lecz przyjemny powiew wiatru. Coś tu było nie tak. Dlaczego
nikt nie pilnuje tego miejsca? Może policjanci pojechali na lunch, a może
szefostwu brakuje funduszy na opłacanie funkcjonariuszy, którzy powinni
patrolować dane tereny? Niemniej jednak jest to nie do pomyślenia. Gdybym tylko
był na miejscu tego Fiuta to zrobiłbym z tym coś. Podrzuciłem do góry swoje
kluczy i wsadziłem je do tylej kieszeni dżinsów. Całe szczęście, że postawiłem
samochód w cieniu, bo słońce praży niemiłosiernie. Do celu mojej podróży
brakowało parunastu metrów, gdy kątem oka zauważyłem zarysy ludzkich sylwetek
padłem na ziemię i jestem pewny, że gdyby ktoś mnie widział , uznałby, że
dostałem zawału. Wpierw do głowy przyszło mi, iż są to policjanci, których mi
brakowało, jednak gdy podszedłem bliżej, tak aby zostać niezauważonym, dopatrzyłem
się ciemnych strojów i kominiarek. Było ich tam z trzech. Dwóch dryblasów,
którzy powaliliby byka. Jeden wysoki, szczupły trzymający w dłoni telefon i
wykręcający numer. Jak najprędzej wyciągnąłem telefon i włączyłem aparat,
uruchamiając funkcję powiększania. Cholera! To naprawdę działa! Pstryknąłem
zdjęcie i w tym oto momencie zauważyłem ogłuszonych (przynajmniej tak mi się
wydaje) policjantów leżących na ziemi. Przeczołgałem się w jakieś chaszcze i
schyliłem ile tylko mogłem. Właśnie w tym momencie do moich uszu dobiegły
cudowne dźwięki motoru. Na piaszczystym podłożu zatrzymał się czarny,
błyszczący Kawasaki, który spowodował pióropusz kurzu. Zeskoczyła z niego niska
i drobna (przynajmniej tak wyglądała przy tych gorylach) rudowłosa dziewczyna
ubrana w krótkie dżinsowe spodenki i przewiewną białą koszulkę. Zaraz potem
stanął obok niej wysoki brunet w okularach przeciwsłonecznych gdzieś koło
dwudziestki. Wtem uniosłem się ku górze. Kurwa chyba oszalałem! Wzięto mnie pod
ramiona i ujrzałem kolejnych dwóch mężczyzn, jednak już nie takich kulturystów.
-Kurwa postawcie mnie na ziemi!- darłem się na
całego, choć tak naprawdę szczałem w gacie.
Cholera! Przecież wpadłem! Co będzie kiedy
mnie zabiją? Co stanie się z mamą i dziewczynkami? Już nigdy nie zobaczę
Jasmine... Puścili mnie i padłem na ziemię uprzednio zasłaniając twarz rękoma.
Przeszukali mnie i wyciągnęli moją broń wraz z nabojami. Cholera. To koniec. O
Allahu, miej w swej opiece moją rodzinę!
-I?-odezwał się jeden z goryli z ogoloną na
łyso makówką.
-Antonio, ten typ miał przy sobie to-podał
mężczyźnie w okularach przeciwsłonecznych moją spluwę. -No nieźle
kochaneczku-zachichotała rudowłosa.
-Cecilia!-skarcił ją.
–Oj no wybacz, Anti- uśmiechnęła się, a jej
twarz pokryta piegami dodała jej jeszcze większego uroku.
-Kim ty jesteś?- spytał od tak.
-Za...Zahir- odparłem i bałem się, że wyczaił
moje kłamstwo.
-Brytyjczyk, jak mniemam po
specyficznym-splunął- akcencie.
-Urodzony jedynie- prychnąłem, chcąc nadać
wiarygodność mojemu łgarstwu.
-Na
dodatek hindus-zaśmiał się łysol.
-Arabskie korzenie. Widać po skórze ty
kretynie- warknął do niego okularnik- a więc z jakiego gangu jesteś?
Co? Oni chyba nie...Umm, dobra Malik myśl.
-Chyba się mylisz, że Ci powiem.
Dostałem kopniaka w żebra. Kurwa zabolało i
to kurwa, jak!
-Mylisz się- splunąłem. Kolejny i jeszcze
jeden.
-Enrico? Flaves? Kusy?
Wszystkich trzech znałem. Wystarczyło
jedynie wybrać jednego z nich, tak celnie, aby nie zostać na miejscu
rozstrzelanym, bo ich kulka w mój łeb, byłaby jeszcze celniejsza. Wyplułem krew
i zakaszlałem.
-En...Enrico. Zaśmieli się głośno, lecz po
chwili zamilkli, a ja dostałem kolejnego kopa tym razem z kolana w głowę. Przez
chwilę mnie przyćmiło.
-Kretynie, chcesz go zabić?!-pisnęła ruda.
-Oj,
no Ce. Tylko się z nim droczę-zaśmiał się drugi z goryli.
-Postawcie go na nogi- sprostował Antonio-
swój, ale jak widać nowy i kurwa mało ostrożny. Jedziesz z nami.
Moje oczy zostały zasłonięte chustą i gdy
tylko ją zdjęli, promienie słoneczne oślepiły mnie do tego stopnia, aż musiałem
przetrzeć je rękoma. Zsiadłem z motocykla i stanąłem na jednej z bardziej
opustoszałych ulic.
-Wiemy, że nie należysz do tego gangu. Tak
samo, jak i my- zaśmieli się.
-Skąd?
-Powiedzmy, że intuicja- zawtórowali kolejną
salwą śmiechu, a ja skrzywiłem się i poprawiłem swoje włosy-
wiesz...Zahir-uśmiechnął się chytrze zdejmując okulary i ukazując swoją typowo
włoską urodę-lubię ryzyko i lubię się zakładać.
Zastanawiałem się co ma piernik do
wiatraka, ale zrozumiałem po co mnie tu przywieźli.
-Potrafisz?
-No
pewnie, że tak- odparłem urażony.
-A więc powiesz, jeśli wygrasz puścimy cie
wolno. Jednak, gdy przegrasz - będziesz musiał wyświadczyć nam przysługe.
świetny czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńPył wróżek właśnie upadł na Twojego bloga. Nowa ocenialnia Nie Z Tego Świata zaprasza do zawarcia paktu strudzonych wędrowców wykazujących się odwagą. Czy starczy Ci jej, by poznać opinię wróżek? Zajrzą one w same serce Twojego opowiadania. Nie wahaj się, wróżki przecież nie gryzą. :)
OdpowiedzUsuńhttp://ocenialnia.blogspot.com/
[SPAM]
OdpowiedzUsuńWitam!
Arletta ucieka z domu i zostaje tancerką w cyrku. Jak sobie poradzi z traumatyczną przeszłością i demonami w teraźniejszości? Kim jest jej matka i z jakiego powodu zostawiła ją oraz swojego męża?
Zachęcam do czytania.
http://ostatnia-pasja.blogspot.com/