sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 5


Niebo było bezchmurne, dzięki czemu słońce świeciło niemiłosiernie. Znajdowałem się w jakiejś dzielnicy, w której centrum znajdował się spalony budynek. Przypuszczam, że w przeszłości była to jakaś fabryka. Wziąłem głęboki oddech. Gdybym powiedział, że się nie denerwuje - skłamałbym. Nie jeździłem na motorze od bardzo dawna, ale jak wiadomo - tego się nie zapomina. Rozmyślałem nad propozycją. W sumie co mi szkodzi. Może dzięki temu dowiem się czegoś więcej na ich temat oraz tego kim jest zabójca tamtego mężczyzny. Trzeba zakończyć tą sprawe jak najszybciej.
- Stoi - powiedziałem zdecydowanie i ścisnąłem wyciągniętą dłoń dryblasa.Uśmiechnął się chytrze, a ja już wiedziałem, że coś jest nie tak. Zacząłem sobie uświadamiać, że igram z ogniem.
Chwile później siedziałem na czarnym kawasaki. Założyłem kask na głowę i odpaliłem maszynę. Zebrało się przed startem kilkanaście osób, którzy znaleźli się tam nie wiadomo kiedy. Podjechałem do miejsca gdzie czekał już na mnie mój przeciwnik. Jakaś dziewczyna podeszła do mnie i zaczęła coś mówić, próbując ze mną flirtować. Ale szczerze? Miałem ją głęboko w tyłku. Gdy dziewczyna przypominająca, nie oszukujmy się, dziwkę, stanęła na swoim miejscu trzymając w dłoniach czarne chusty.
Miała na sobie obcisłe, skórzane sukienki i stanik w tym samym kolorze. Na nogach miała czarne kozaki, ozdobione ćwiekami.
Postanowiłem skupić się na tym, aby nie spalić startu. Dodałem trochę gazu, a maszyna wydała z siebie ryk. Uwielbiam ten dźwięk. Właśnie on sprawia, że moja krew zaczyna szybciej płynąć i mieszać się z adrenaliną. Nie mogłem przegrać. I nie przegram. Gdy chusty opadły ruszyłem z piskiem opon. Zyskałem jakieś dwie sekundy bo mój przeciwnik za późno wyruszył. Trasa nie należała do najłatwiejszych bo miała wiele ostrych zakrętów. Chociaż muszę przyznać że motor idealnie się spisywał, pokonując je. Wiatr uderzał o moje ciało, co sprawiało, że czułem się wolny. Okrążyłem spaloną fabrykę omijając przy tym jakieś porozwalane beczki. Pojebało ich? Kto wpadł na pomysł, żeby postawić takie przeszkody? Chciałem zmienić bieg i dodać trochę gazu bo meta była już blisko, a na niej rozradowani widzowie. Ale coś się stało. Nie mogłem zmienić biegu, a motor spowalniał. Co to do chuja ma znaczyć? W końcu maszyna całkowicie się zatrzymała, a ja zeskoczyłem z niej i kopnąłem. Ale jestem idiotą. Ten idiota majstrował coś przy motorze. Ściągnąłem kask i rzuciłem nim o ziemie. Pierdolony skurwysyn. Zobaczyłem go przy zwycięscy wyścigu. Gratulował mu i dał mu coś. Założę się, że były to pieniądze.
Ruszyłem w tamtą stronę. Próbowałem opanować swoje emocje.
Podszedłem do dobrze zbudowanego mężczyzny, który stał do mnie tyłem. Poklepałem go po ramieniu. Koleś odwrócił się w moją stronę. Zacisnąłem dłoń w pięść i przywaliłem mu z całej siły. Antonio upadł na ziemie. Widziałem w jego oczach wściekłość.
Usiadłem na nim okrakiem i ponowiłem cios. Z jego nosa trysnęła krew, która pozostała mi na knykciach, sącząc się powoli z palców, gdy je prostowałem. Charakterystyczny chrzęst przeszedł przez moje palce, podczas nastawiania dwóch z nich. Cholera. Ten kretyn ma mocniejszy łeb niż myślałem! Dłoń bolała mnie niemiłosiernie i chuj, przynajmniej wyżyłem się na tym kretynie. Choć nie było to coś, na co mnie stać. Potrafię więcej, o wiele więcej. Splunął w bok, odkrywając twarz. Cała pokryta juchą. W dolinie łez utworzyły mu się małe "kałuże" z krwi. Miałem ochotę przywalić mu jeszcze parę razy, jednak opamiętałem się. Nie mogę powracać do tego co było kiedyś. Przynajmniej nie teraz.
- Ty pierdolony chuju ! Dałeś mi zepsuty motor ! - wysyczałem, na co mężczyzna się zaśmiał.
Dwójka jakiś kolesi odciągnęła mnie od niego. On otarł swoją rozwaloną wargę i popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- Zahir... Pogódź się z tym bracie. Teraz należysz do naszego gangu i tak łatwo się stąd nie wykręcisz. Zadzwonimy do Ciebie jak będziesz miał dostarczyć towar. I lepiej żebyś tego nie spierdolił mulaciku - zaśmiał się i odszedł.





*dwa tygodnie później*
 -Ty pierdolona franco! Matko wszystkich dziwek! 
Wychyliłem się spod sterty papierkowej roboty i ujrzałem Styles'a, który mocuje się z drukarką. Czasem miałem go dosyć. No okej, może nie czasem. Z A W S Z E. Zwłaszcza gdy kradł mi maszynkę do golenia i golił sobie...nieważne... 
-Wciśnij przycisk u góry- poinstruowałem. 
-Tutaj jest ich od groma! Co za chuje wymyślają takie dziadostwo!-wrzasnął jednocześnie opluwając sobie połowę twarzy. 
O Allahu...Człowieku zluzuj gatki, bo zaraz pęknie ci żyłka. 
Stanąłem obok, wcisnąłem przycisk o którym wspominałem i usiadłem na swoim poprzednim miejscu. Czy ten typ ma wodogłowie? Czy tylko udaje takiego opóźnionego? 
-Ekhm- odkaszlnął- tego tam wcześniej nie było. 
Podrapał się po głowie, po czym złapał się za mały kucyk, który zrobił sobie centralnie na czubku głowy. Nie zwracałem już na niego uwagi, gdyż dręczyły mnie inne, ważniejsze sprawy. Gdy tylko udało mi się przedrzeć przez większość z dokumentów, oparłem się wygodnie na fotelu, chociaż wcale nie byłem rozluźniony.
 Topiłem się po uszy w bagnie. Jak mogłem być tak nieodpowiedzialny i dać się złapać bandzie półgłówków, którzy udają takich złych i okrutnych? Szkoda gadać... 
-Styles... 
-...nah, nie przerywaj... 
-...mam mały problem... 
-...mówiłem ci żebyś nie oglądał pornoli w pracy!- zaśmiał się- dobra, o co chodzi? 
-Więc widzisz...dość niedawno byłem na miejscu przestępstwa. No wiesz, tego zabójstwa. Natrafiłem tam na paru typów... 
-...glin?
-Nie...oni byli ogłuszeni. 

-Nie gadaj...-szczena opadła mu tak, iż zdjęcie w tym momencie wygrałoby internety!
 -Mafiozi ogłuszyli ich i byli tam, gdy ja tam byłem...Zgarnęli mnie, tak właściwie to nie wiem jakim cudem i wyszło, że należę do ich gangu... 
-Stary...ja jebie. 
Spojrzał na mnie z wytrzeszczem i szczerze mówiąc, to nawet teraz większość lasek biłaby się o niego nie zdejmując szpilek ze stóp! Przełknął głośno ślinę. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go takiego poważnego. Parsknął śmiechem. Tya...no właśnie. 
-Styles! To nie jest śmieszne... 
-Przecież wiem! Człowieku...topisz się potąd- wygestykulował moje topienie się- w krowim łajnie! Mimo wszystko pomogę Ci. Ty sam w gang... 
W tym oto momencie, jak zawsze nieodpowiednim wszedł mój szef kutas wraz z Perrie u boku. 
-Może byś wstał?! Ty niewdzięczny, brytyjski pomiocie! 
Kędzierzawy momentalnie wstał, a jego fotel runął na ziemię z takim hukiem, jakby po naszym gabinecie przebiegł dorosły słoń. Kutas zrobił się jeszcze bardziej czerwony, przez co jego wygląd przypominał jeszcze bardziej pijaczy. 
-...przepraszam-pisnął Styles. 
Nikogo się nie bał podobno...a jednak. 
-Jeszcze jeden taki występek... 
-...wiem, wiem. Obetniesz mi jaja, zrobisz sobie z nich brylok do swojego Mercedesa, a moją męskość... 
-DOŚĆ!- jego furia sięgała zenitu. 
Z jego oczu buchały płomienie, więc Harry w końcu zamknął się na amen.
- Jutro w naszej firmie odbędzie się bankiet biznesowy. Niestety, powtarzam! Niestety jestem zmuszony o proszenie was o przyjście. 
Spojrzeliśmy na siebie. Harry uradowany, a ja zażenowany. 
-Wszystko jest już przygotowane, więc jeśli mnie zawiedziecie to... 
-...tak wiemy utniesz nam jajka, a naszą męskość-zaczęliśmy lecz tamten ryknął. 
Głowę miał czerwoną, jak płachta torreadora na byka. Wybiegł z naszego gabinetu zatrzaskując drzwi, które prawie wypadły z zawiasów. 
Perrie spojrzała na nas wkurzona. Pewnie i na nią się dziś wydarł, a my pogorszyliśmy sprawę. Nie powiedziała nic, jedynie wyszła z gracją i wdziękiem. 
W tym momencie zadzwonił mój telefon informując o nowej wiadomości.
***
- Parrie musisz mi pomóc - powiedziałem bez ogródek, gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwi swojego apartamentu.
- O... Cześć Zayn. Tak, wszystko u mnie w porządku. Miło, że pytasz - odpowiedziała z sarkazmem - No wchodź - skinęła głową i zamknęła za mną drzwi.
- Pomożesz mi?
- Jasne. Ale łatwiej byłoby, gdybym wiedziała o co chodzi - założyła swoje ręce na wysokości biustu.
Zmierzyłem ja wzrokiem. Wyglądała inaczej niż zwykle. Eleganckie bluzki i ołówkowe spódnice teraz byłe zastąpione czarnymi leginsami i szarą, luźną bluzą. Na jej nosie spoczywały czarne okulary.
- Umiesz tańczyć? - spytałem ją ni stąd ni zowąd.
- Oczywiście, że tak. Gdy byłam w liceum to jeździłam na różne konkursy i...- przerwała - Zaraz zaraz. Czemu mnie o to pytasz? - uniosła brew do góry.
- No bo... Jutro ma być ten cały bal....
- O mój Boże ! - pisnęła - Czy ty, Zayn Javaad Malik, prosisz mnie o lekcje tańca?
- Ekhm... - odchrząknąłem czując się dość zażenowany w tym momencie - Noo... tak.
Edwards uśmiechnęła się promiennie, przez co w jej policzkach ukazały się dołeczki. - Pomogę Ci z przyjemnością - zaśmiała się - A teraz wchodź do salonu, bo raczej w przedpokoju nie będziemy tańczyć.
Zaśmiałem się, ściągnąłem kurtkę i ruszyłem za dziewczyną. Perrie włączyła muzykę, a następnie popatrzyła na mnie pytająco.
- Jesteś gotowy? - Chyba bardziej nie będę - odpowiedziałem, a ona przewróciła teatralnie oczami.
***
Siedziałem w czarnym BMW, przy wyłączonym radiu. Sięgnąłem do kieszeni mojej kurtki i wyjąłem z niej woreczek z białym proszkiem. Obróciłem go między palcami przypatrując się mu dokładnie. Właśnie przyczyniam się do tego, że ktoś coraz bardziej wciąga się w ten gówniany nałóg. Nie żebym nigdy nie próbował. Dlatego wiem jak uzależnia i jak ciężko z tym skończyć. Na szczęście miałem osoby, które mi pomogły...
Przekręciłem kluczyk w stacyjce, gasząc przy tym samochód. Wysiadłem z auta, zamykając go. Obejrzałem się kilka razy wokół siebie. Nikogo nie było. W sumie małe prawdopodobieństwo, że ktoś o 2 w nocy szwendałby się po takim zadupiu. Ruszyłem w stronę uliczki gdzie stała stara latarnia, która ledwo ją oświetlała. Zatrzymałem się w jej połowie i oparłem się o mur. Zerknąłem na zegarek zniecierpliwiony. Postanowiłem zapalić. Wziąłem szluga do ust, którym mocno się zaciągnąłem. Dym przemieszczał się w stronę moich płuc, dając mi to zajebiste uczucie. Uwielbiałem je.
Odwróciłem gwałtownie głowę w prawo. Jakieś auto podjechała i stanęło na chodniku po drugiej stronie. Wyrzuciłem peta na ziemie i przygasiłem go butem. Włożyłem ręce do kieszeni kurtki i czekałem aż osoba, która zmierzała w moją stronę, podejdzie.
Przede mną pojawił się koleś mniej więcej w moim wieku. Był ciut niższy ode mnie. Na głowie miał kaptur. Rozglądnął się i popatrzył pytająco w moim kierunku.
- Masz?
- Jasne. Ale najpierw kasa - warknąłem beznamiętnie.
Chłopak wyciągnął banknoty i mi je dał. Przeliczyłem je i uświadamiając, że jest cała suma, schowałem je do kieszeni.
- Nowy jesteś? - spytał, próbując nawiązać rozmowę. Serio? Właśnie sprzedaje mu narkotyki !
- Nie Twój zasrany interes - wysyczałem i podałem mu kilka woreczków białego proszku.
Koleś skinął tylko głową, wziął towar i oddalił się w stronę swojego auta. Gdy otwierał drzwi, światło rozświeciło samochód. Na miejscu pasażera siedziała jakaś dziewczyna. Głowę miała spuszczoną w dół - najprawdopodobniej robiła coś na telefonie. Jej brązowe włosy zasłaniały jej twarz. Gdy zorientowała się, że towarzysz wsiadł do wozu podniosła wzrok na niego i uśmiechnęła się cwano. W tym momencie totalnie mnie zatkało. Pamiętam dobrze ten uśmiech. Nie mogłem w to uwierzyć. Auto z piskiem odjechało zostawiając mnie samego i zdezorientowanego na ulicy. Tą dziewczyną była Jasmine.


***
- Parrie musisz mi pomóc - powiedziałem bez ogródek, gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwi swojego apartamentu. - O... Cześć Zayn. Tak, wszystko u mnie w porządku. Miło, że pytasz - odpowiedziała z sarkazmem - No wchodź - skinęła głową i zamknęła za mną drzwi. - Pomożesz mi? - Jasne. Ale łatwiej byłoby, gdybym wiedziała o co chodzi - założyła swoje ręce na wysokości biustu. Zmierzyłem ja wzrokiem. Wyglądała inaczej niż zwykle. Eleganckie bluzki i ołówkowe spódnice teraz byłe zastąpione czarnymi leginsami i szarą, luźną bluzą. Na jej nosie spoczywały czarne okulary. - Umiesz tańczyć? - spytałem ją ni stąd ni zowąd. - Oczywiście, że tak. Gdy byłam w liceum to jeździłam na różne konkursy i...- przerwała - Zaraz zaraz. Czemu mnie o to pytasz? - uniosła brew do góry. - No bo... Jutro ma być ten cały bal.... - O mój Boże ! - pisnęła - Czy ty, Zayn Javaad Malik, prosisz mnie o lekcje tańca?
- Ekhm... - odchrząknąłem czując się dość zażenowany w tym momencie - Noo... tak. Edwards uśmiechnęła się promiennie, przez co w jej policzkach ukazały się dołeczki.

- Pomogę Ci z przyjemnością - zaśmiała się - A teraz wchodź do salonu, bo raczej w przedpokoju nie będziemy tańczyć. Zaśmiałem się, ściągnąłem kurtkę i ruszyłem za dziewczyną. Perrie włączyła muzykę, a następnie popatrzyła na mnie pytająco. - Jesteś gotowy? - Chyba bardziej nie będę - odpowiedziałem, a ona przewróciła teatralnie oczami.
- Okay. Nauczę Cię podstawowych kroków, a jak będzie Ci dobrze szło to nauczę Cię mojego ulubionego tańca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz